17.11.2023
Speakeasy czyli wstęp tylko dla wtajemniczonych.
Stany Zjednoczone na początku dwudziestego wieku padły ofiarą wielu skutków bardzo silnie
zarysowanej w tej części świata rewolucji przemysłowej. Obok fabryk i zakładów produkcyjnych, jak grzyby po deszczu wyrastać zaczęły browary i destylarnie. Te tendencja szczególnie silnie ujawniła się wtedy na wschodnim wybrzeżu USA z punktem zapalnym w Nowym Jorku.
W wyniku tego, jak również szczególnej sympatii jaką ówcześni Amerykanie darzyć zwykli swój rum, gin i whiskey, powstały silne ruchy polityczne, które wbrew czyimkolwiek oczekiwaniom, zdołały w 1919 roku przeforsować prawo o prohibicji. Prawo to zakładało, że jakakolwiek produkcja, dystrybucja oraz konsumpcja napojów o zawartości powyżej 0.5% alkoholu, stała się nie tylko nielegalna, ale też surowo karana.
Jak nietrudno się domyślić, zrobiło to niewiele ku utemperowaniu zamiłowania ówczesnych Ameryków do napojów wyskokowych. Otworzyło to jednak drzwi kreatywności barmanów i właścicieli barów, ku dalszemu popularyzowaniu kultury koktajlowej, wbrew rządowym regulacjom i wysiłkom całych oddziałów policji i urzędu podatkowego, skierowanym przeciwko przepełnionej procentami tradycji.
Należy wziąć tu pod uwagę fakt, że amerykański bar był czymś znacznie więcej niż po prostu miejscem serwującym whiskey. Było to dotąd serce miejscowej społeczności, miejsce najistotniejszych dyskusji, kolebka myśli politycznej, a nawet gabinet terapeuty, jeśli weźmiemy pod uwagę funkcję ówczesnego barmana.
W owych czasach, typowy bar często pełnił nawet w pewnym sensie funkcję banku, udzielając
pożyczek i …realizując czeki.
Już w 1921, tam gdzie zamykał się jeden licencjonowany bar, otwierały się dwa lub trzy nielegalne lokale, gdzie przemycany, głównie z Kanady, lub też produkowany pod osłoną nocy w domowej roboty kadziach alkohol, lał się strumieniami. Bary te szybko zaczęły być określane jako „Speak Easy” czyli, w wolnym tłumaczeniu „Gadaj na luzie”. To tam przeniosło się bogate nocne życie miast, takich jak Nowy Jork czy Chicago. Mimo wysokich kar dla bywalców i poważnych konsekwencji dla właścicieli, tego typu miejsca, dobrze poinformowany miłośnik Manhattanów czy Margarity, znaleźć mógł na prawie każdym rogu większego miasta.
Kreatywność posiadaczy barów szybko okazała się przerastać najśmielsze oczekiwania konsumentów. Niemal z dnia na dzień, zaplecza salonów fryzjerskich, pralni, warsztatów samochodowych i najróżniejszych innych zakładów usługowych, stały się częścią bogatej sceny barowej amerykańskich osiedli. Na tyłach sprytnie przerobionych na sekretne drzwi regałów i tylnych ścian sklepów rybnych, księgarni, kancelarii prawnych i wielu innych biznesów, wkrótce, po dziewiętnastej, toczyło się ukryte życie rozrywkowe okolicznych mieszkańców.
Ta kreatywność jednak nie ograniczała się do sprytnie schowanych knajp. Również same cocktaile przeszły istną rewolucję. Barmani tamtych lat robili wszystko, by ich kreacje wizualnie przypominały raczej najbardziej popularne napoje bezalkoholowe swych czasów, raczej niż cocktailowe klasyki sprzed prohibicji.
Sztandarowym przykładem tego procederu stała się bez wątpienia Long Island Iced Tea – mieszanka kilku różnych alkoholi, dosłodzona cukrem i zabarwiona kilkoma kroplami coca coli, ozdobiona tak by wyglądać jak, popularna wtedy mrożona herbata, (jednak będąca w stanie ściąć z nóg doświadczonego amatora cocktailu) …na wypadek niespodziewanej wizyty przedstawicieli prawa.
Podobnych pomysłów było tak wiele, że ciężko byłoby je wszystkie opisać. Możemy się zgodzić co do tego, że Long Island Iced Tea nie jest cocktailem, który daje nam finezyjny balans smaku i aromatu. Funkcją tego specyficznego drinka nie były nigdy doznania dla podniebienia, z oczywistych powodów.
W tym nienajlepszym jednak cocktailu tkwi dusza klasycznych drinków i ta właśnie mikstura wytyczyła drogi
rozwoju dla samego barmańskiego rzemiosła do takiego stopnia, jakim nie mógłby się poszczycić niejeden z wiele starszych, oraz bardziej wykwintnych klasyków.
Dobrze byłoby również zauważyć, że zrozumiale jakość obecnych wtedy w USA alkoholi, pozostawiała wiele do życzenia. Było to powodem powstania mnóstwa wspaniałych kombinacji składników, które czyniły słabej jakości likwor, podatnym na tworzenie wspaniałych doznań smakowych i niezapomnianych chwil.
Prohibicja zakończyła się w 1933 roku, 21. poprawką do amerykańskiej konstytucji z inicjatywy prezydenta Franklina D. Roosevelta. Od tego czasu jakość alkoholi dostępnych na rynku poszybowała w górę, a „uzdatnianie” whiskey do spożycia stało się szybko przeszłością.
Nie zmienia to faktu, że od tego czasu, całe rzesze profesjonalistów na całym świecie poświęcają swoje kariery ku kreacji niespotykanych mieszanek smaku i aromatu, by dać nam, tym po drugiej stronie baru, niezapomniane wrażenia i otworzyć przed nami kompletnie nowe, smakowe horyzonty.
My, Cocktail Club, mamy dla was orkiestrę smakowych doznań, bazowanych na naszej miłości dla
klasycznych drinków z różnych epok, ale też wybiegającą w przyszłość i korzystającą z niegdyś kompletnie egzotycznych składników – wszystko by dostarczyć Wam odbicie całej tej historii w pigułce, a dokładniej w kieliszku typu martini.